Jest coś unikalnego w "Rob the Mob". Coś, co pozwala przymknąć oko na pewne warsztatowe potknięcia reżysera i kilka scen trącących zbytnią łopatologią. To bijąca zeń szczera miłość De Felitty do kina, znajdująca ujście w poszczególnych ujęciach pełnych tęsknoty. Tak jak bohaterowie filmu zerkają w przeszłość szukając w niej swojego miejsca i ścieżek wiodących ku teraźniejszości, tak sam twórca zdaje się wzdychać za latami, gdy o sukcesie danej produkcji nie decydowały idące w setki milionów dolarów budżety i olśniewające rozmachem kampanie promujące, a widza dało się uwieść kameralnością, pasją człowieka trzymającego kamerę w ręku oraz porządnie opowiedzianą historią.
więcej